Zadanie:
opisuję osobę zadaną przez Komitet Literacki. Nie znam jej dobrze.
Artur Szmit
Dzienniczek Beaty
No i proszę, niech ktoś powie
Co tu robić w Żyrardowie ?
Sklep nieczynny i apteka
Pozostaje biblioteka.
Biblioteka jest enklawą
By przed życia skryć się wrzawą
Nic mnie stamtąd już nie ruszy…
Tam połowa mojej duszy
Czuje się jak ryba w wodzie
I jest z universum w zgodzie.
Lecz jest też połowa druga
Co bezczelnie pierwszą ruga
Ta co woli inne życie
Rozkręcone należycie
Na krawędzi, na huśtawce
Raz po spidzie raz po trawce
Życie warte scenariusza…
Lecz tej pierwszej to nie rusza
Więc spór wiodą nieustanny.
Stąd dzienniczek mój poranny.
Luiza
Prawdziwy Artur
Artur ma dwie duże twarze. Jedną z przodu i drugą z przodu, ale nosi je wymiennie. Z wyglądu te twarze są niemal takie same, więc żeby je odróżnić, Artur zakłada kurtkę niemieckiego leśnika albo wręcz przeciwnie, płaszcz typu dyplomatka plus lakierki.
Kiedy nosi strój niemieckiego leśnika, twarz jego jest miła a sam Artur wyluzowany i wesoły. Gorzej, jeśli przychodzi w lakierkach i płaszczu dyplomatce. Z kwaśną miną Artur wówczas smędzi, grymasi, narzeka, przeklina, a nawet obraża innych. Chociaż to nie on, to jego lakierki obrażają innych. Świeceniem i upartym niedopasowaniem do sytuacji, brakiem pokory i wysokim tonem podniesionego głosu. Lakierki Artura występują przeciw mniejszościom, temu co niepospolite, inne, wyzywające, nieproste. Potrafią nazwać obelżywie, obrazić. Natomiast khaki kurtka Artura jest przyjazna i dostosowana do środowiska. Wesoła, łagodna, dowcipna i sprzyjająca wszystkim. Ba, nawet dobroduszna i wyrozumiała. Lakierki Artura są skąpe. Robią dobry interes na niedoli biednego, a raczej biednej. Chełpią się tym potem i w ogóle nie patrzą, czy kogoś uraziły lub zniesmaczyły, czy jeszcze nie. Niechętnie płacą za wstęp do lokali i niechętnie stawiają wino kolegom.
Ale za to kurtka Artura ma szeroki gest. Przynosi na imprezy dobre hiszpańskie wina, ładne kwiaty, oryginalne kosztowne prezenty. Kurtka Artura kupuje drogie małże na składkowe obiadki. Lakierki zaś nie zapraszają przyjaciół do domu, by gospodarzowi nie wyjedli bezczelnie zapasu kebabów z zamrażalnika i nie wypili dobrych trunków z barku, w którym sami się rządzą.
Lakierki są pyszne, zadufane w sobie, bogojczyźniane, mądralińskie, wszechwiedzące, powierzchowne. A kurtka leśnika niemieckiego jest po prostu dobra i mądra. Dowcipna i pokorna. Dzięki temu kurtka prowadza Artura do Le Madam przy Koźlej 12, a lakierki niosą go dokładnie obok, na Koźlą 14, gdzie kilka razy w tygodniu aseksualni chłopcy o bladych i spoconych twarzach z międzyuczelnianego oddziału Stronnictwa Narodowego radzą, jak się pozbyć niemieckich leśników i Le Madam z mapy miasta, choć w zasadzie chodzi im o życie.
Artur dobrze wie, kiedy przywdziać, jaki ubiór. Wie, w jakiej sytuacji pokazać, jaką twarz. Oczywiście trafiają się pomyłki, ale Artur ma wyćwiczony backup plan, który zawsze pozwoli mu wybrnąć bez szwanku z krępującej sytuacji.
Rzadko, bardzo rzadko zdarza się, że Artur nie może się zdecydować, jaką twarz założyć na dzisiejszy wieczór. Przechadza się po domu raz z jedną twarzą na twarzy, raz z drugą i nic nie pasuje. Wówczas zakłada lakierki i kurtkę leśnika naraz. To dość ryzykowne. Dwie osobowości Artura zaczynają walkę o jego ja, jego humor, a nawet duszę. Walczą, próbują się dopasować, w końcu dzielą się procentowo każdą dziedziną z osobna. Zmęczony sobą Artur zostaje wtedy w domu. Niepoznany przez nikogo, skrywa chwilowo scaloną prawdę o sobie przed okiem nawet najbliższego z najbliższych przyjaciół.
Żeby wrócić do bezpiecznego codziennego rozdwojenia, Artur musi najpierw rozebrać się do naga, a potem spędzić w tym stanie, wykonując dowolne czynności, przynajmniej 12 godzin nieprzerwanych. Wysoka cena. Między innymi dlatego, prawdy o nim nie zna nikt.
Gringlas
O Piotrku
Mędrzec i dziewczyna - opowiastka indyjska
Pewien król nie doczekał się potomka męskiego. Miał tylko córkę i, według prawa, ona miała rządzić krajem jako jedyny sukcesor korony. Król obserwował swą córkę i miał smutne wrażenie, że dziewczyna nie udźwignie ciężaru władzy. Widział w niej wesołe usposobienie, skłonność do płytkiej zabawy, spontaniczność, prostotę oceny ludzi i sytuacji. Nie dostrzegał w niej specjalnego rozsądku, głębi spojrzenia na sprawy, analitycznego traktowania rzeczywistości. Królewna nie była oczytana, oczy ojca postrzegały ją jako ignorantkę, która tu coś usłyszała, tam coś zapamiętała, jeszcze gdzieś wzbogaciła się o jakieś nieistotne wrażenie i systematyzowała to wszystko we właściwy sobie nieskomplikowany sposób.
Kochał swą córkę tak samo, jak kochał swoje państwo i postanowił wysłać ją na rok do Mędrca, by tam jej umysł wyciszył się i otworzył na świat do tej pory jej nieznany.
Królewna przyjęła decyzję ojca posłusznie, ale oczywiście niespecjalnie ucieszyła się z konieczności zmiany trybu życia na cały rok. Było jej żal, że musi opuścić pałac, wesołych i często przystojnych przyjaciół, zabawę, bale i plotki. Z przygnębieniem podróżowała tydzień czasu przez pustynię i z gorzkawą niepewnością stanęła przed grotą, w której mieszkał Mędrzec.
Ponieważ jednak lubiła spotykać i poznawać ludzi, z pewną ulgą i wdzięcznością spełniała wolę ojca. Wiedziała, że mogło być gorzej. Że na przykład król mógł zamknąć ją na rok w bibliotece, gdzie musiałaby obcować tylko z martwymi książkami. A tu, co by nie było, człowiek jednak. Mówiący, słuchający, dający, przyjmujący, reagujący - prawdziwy człowiek.
Kiedy jednak Mędrzec wyszedł przed grotę, bez uwagi spojrzał na królewnę i bez słowa zaprowadził ją do jej celi, poczuła, że nitka jej nadziei robi się jeszcze cieńsza.
Dziwne było to szlifowanie umysłu u Mędrca. Przez pierwsze dni żyli w całkowitym milczeniu. Królewna bowiem myślała, że to Mędrzec ma prawo pierwszego głosu, że to on może zadawać pytania i dawać jej nauki. On jednak milczał, mijał ją patrząc na nią jak na drzewo, jadł z nią posiłki, nie podnosząc wzroku znad talerza.
Takie wegetowanie bez słowa zaczęło smucić i nudzić królewnę. Dziewczyna pomyślała, że nie może się odezwać, bo wszystko, co powie przy tym człowieku, będzie głupie i najgłupsze. Ale może zacząć go uwodzić, po prostu uwodzić, jak zwykła kobieta zwykłego mężczyznę. Zaczęła więc uśmiechać się do Mędrca, siadać bliżej niego, mrugać oczami, wzdychać lekko, śpiewać w ogródku i kuchni, układać kwiaty przy jego talerzu. Mijały dni, on jednak nie reagował na to w żaden sposób i królewna mogłaby pomyśleć, że jest gejem, gdyby skądinąd nie wiedziała, że nie jest.
Następnym krokiem było sprawdzenie, czy aby Mędrzec nie jest niemową. Dziewczyna zaczęła zadawać pytania, tak proste, że nie dawały żadnego ryzyka kompromitacji z jej strony. Pytała: "czy rozpalić ogień?", albo: "czy napijesz się wody?", albo: "czy mogę resztę ryżu wysypać ptakom?". Mężczyzna odpowiadał wtedy "tak" albo "nie" i było wiadomo, że umie nie tylko pisać, ale i mówić.
Zachęcona królewna postanowiła pójść tą drogą i zrobić następny krok. Pewnego ranka, kiedy kończyli śniadanie, zapytała, niby tak po prostu: "Czy wolisz patrzeć na wschody czy na zachody słońca?". Mędrzec, kiedy usłyszał to pytanie, znieruchomiał na długie chwile, potem spojrzał na królewnę krótko, z niedowierzaniem, a potem ujął swą głowę w obie ręce, pochylił ją i pozostał w tej pozycji do wczesnego przedpołudnia. Królewna zrozumiała, że palnęła straszne głupstwo. Nie wiedziała tylko, czy to treść pytania była głupia, czy zadanie go było nie na miejscu, czy pora zadania była zła, czy może odsłoniła tym pytaniem siebie w jakiś zawstydzający sposób, czy może pytaniem tym dotknęła w Mędrcu coś, co nie powinno być dotykane przez nikogo, a już na pewno nie przez nią.
Po tym incydencie unikali się nawzajem.
Nastąpiły tygodnie walki z nudą i samotnością. Dziewczyna próbowała czytać, hodować zioła, chodzić na spacery, zaprzyjaźniać się z ptakami. Nie przynosiło jej to jednak specjalnej radości, tęskniła za życiem, za ludźmi.
Wreszcie, przyszła do Mędrca, spojrzała na niego odważnie i rzekła: "Jesteś mędrcem, ale niczego mnie nie uczysz, od rana do nocy czytasz albo piszesz, a dla mnie nie masz żadnego słowa. Jak mam przy tobie poznać świat i ludzi? Jesteś gospodarzem i nauczycielem, ale nie traktujesz mnie jak gościa albo ucznia. Co ja tu robię?".
Nikt nigdy nie dowiedział się, jak Mędrzec na to zareagował.
Wiadomo natomiast, że kiedy minął rok, królewna powróciła do pałacu. Przybył z nią także Mędrzec, pobrali się i rządzili krajem długo i szczęśliwie.
Luiza
O Robercie
O Robercie wiem tylko trochę:
R - ryzyko, rower, rośliny,
O - ogrody, odwaga. Obrażalski?
B - Baba, brawura,
E - egocentryzm, elegancja, estetyka,
R - randka, rozstanie,
T - trasa rowerowa nie!, tajemniczość, terminy, trawa, trawnik na co dzień.
Zdrobnienie, którym siebie sam określa, ROBEK, dodaje literę K, bardzo przydatną w jego przypadku:
K - kreatywność, kobiety, kochanka, konsumpcja, no i krajobraz z krzakami.
W żadnej wersji jego imienia nie ma litery M, jak miłość, muzyka, młodość. Szkoda też, że nie ma innych liter, takich jak S czy L, bo może mogłabym coś o nim więcej powiedzieć. A że mało go znam, rzadko widuję, niewiele słyszę i nie noszę okularów, wtedy kiedy powinnam, to już wszystko.
|